"Dostał wp****l, niech spoczywa w pokoju". Kolejne szokujące materiały w sprawie przemocy wychodzą na światło dzienne

"Dostał wp*****l, niech spoczywa w pokoju". Kolejne szokujące materiały w sprawie przemocy wychodzą na światło dzienne

- Zawsze byłam przekonana, że to moje dzieci zobaczą mój nekrolog, ale nigdy nie podejrzewałam, że będzie odwrotnie- mówi nam łamiącym sie głosem mama 16-letniego ucznia ZSP nr 2, który doznał ataku niezrozumiałej wręcz agresji i hejtu ze strony swoich rówieśników. Nastolatek oczywiście żyje, a nekrolog, który zabaczył on sam i jego najbliżsi był jednym z kilku aktów przemocy... 

Dokładnie po dwóch tygodniach od ujawnienia pierwszej sprawy pobicia, opisujemy drugą równie wstrząsającą. Rodzice, którzy opowiedzieli nam historię ich syna od kilku już miesięcy walczą ze skutkami zdarzeń jakich dopuściła się grupa nastolatków z bełchatowskich szkół średnich. Teraz mówią jasno, że: dotąd dopóki starczy nam sił będziemy nagłaśniać tę sytuację, żeby inni rodzice przerwali zmowę milczenia, by inni rodzice mieli odwagę iść na policję i informować o tym , że takie rzeczy się dzieją. Musimy to przerwać - mówią państwo Renata i Łukasz (imiona zostały na potrzeby artykułu zmienione, podobnie, jak imię syna).

Zaczęło się na przystanku...

Wszystko zaczęło się 25 listopada ubiegłego roku. To właśnie tego dnia po zakończonych lekcjach wówczas jeszcze 15-letni Krzysiek, wracając po lekcjach w ZSP nr 2 do domu został na przystanku najpierw otoczony przez grupę nastolatków, później siłą zaciągnięty w ustronne miejsce. 

- Mimo że na przystanku na ulicy Czaplinieckiej stało mnóstwo innych osób nie bali się. Wyprowadzili go, złapali za kaptur, pod ręce i wyprowadzili pod lasek. Tam zaczęli go filmować, wypytywać o przynależności do klubów piłkarskich, nie chciał się określić, bo po prostu piłką się nie interesuje… - zaczyna opowiadać mama nastolatka.

Ojciec chłopca wyciąga telefon i pokazuje na nagraniu co było dalej. Tak na nagraniu, bo całe zajście ku uciesze grupki było filmowane, na bieżąco komentowane i oczywiście później rozsyłane. Biło dwóch oprawców, reszta się przyglądała urządzając sobie "igrzyska". 

- Bili po różnych częściach ciała po nogach, po brzuchu, po klatce piersiowej były też ciosy w głowę. My na samym początku, jak pierwszy raz odtworzyliśmy to nagranie nie mogliśmy uwierzyć w to co widzimy. Obejrzeliśmy i byliśmy przekonani, że to jest film gdzieś ściągnięty z internetu, ale po chwili mąż rozpoznał na tym nagraniu syna, a właściwie bluzę, w której poszedł w tym dniu do szkoły - mówi pani Renata i ledwo powstrzymując łzy dodaje: - Jak to zobaczyłam nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Serce matki się kroiło… Brutalność tego pobicia, tych ciosów, które dostawał raz po raz w głowę, te kopniaki i te słowa wypowiadane przez gapiów. 

- My byliśmy przerażeni oglądając to - nie ukrywam kilkakrotnie, byliśmy przerażeni tym, jak można tak zachować się wobec rówieśnika i jeszcze podkręcać całe to towarzystwo, żeby uderzać i żeby ciosy były coraz silniejsze - dodaje tata chłopca. 

Dwie osoby brały czynny udział w pobiciu, i rodzice wyraźnie to podkreślają, że to nie była bójka, tylko pobicie, bo ich syn ani razu nie wystosował ciosu. 15 - latek mimo tak brutalnego zachowania o całej sytuacji nie pisnął w domu ani słowa. W dniu, w którym go zaatakowano pojechał do babci, by nie musieć wiedzieć się z rodzicami. Babcia jednak w rozmowie z wnukiem szybko zauważyła, że coś jest nie tak. Po kilku dniach, kiedy rodzice Krzyśka zdecydowali się przejrzeć jego telefon zobaczyli coś, czego chyba już do końca swoich dni nie zapomną... W mediach społecznościowych została utworzona grupa, na której nastolatkowie dzielili się fotografiami i nagraniami wyśmiewającymi ich syna. Z relacji rodziców wynika, że grupa była bardzo aktywna, wyjątkowo "bogata" we wpisy i napiętnowana ogromnym hejtem wobec ich syna.

- Wyśmiewali się ze wszystkiego, opisywali całą akcję z pobicia, to że syn upadł, że nie reagował. Hejt dotyczył jego wyglądu, a nawet frekwencji w szkole - mówi tata nastolatka.

- Jak zobaczyliśmy nekrolog syna to nie mogliśmy w to uwierzyć. Zawsze byłam przekonana, że to moje dzieci zobaczą mój nekrolog, ale nigdy nie podejrzewałam, że będzie odwrotnie. Jest wstawione zdjęcie z data jego urodzenia i datą śmierci, jest jego zdjęcie i krzyże. Pod tym nekrologiem na grupie pojawiła się duża liczba komentarzy, w stylu, że "pochowają go w lesie", że "zaprowadzą go na kolejną ustawkę" - dodaje zrozpaczona mama. 

Rodzice przyznają, że kiedy odkryli całą tą brutalną prawdę i obudzili syna w środku nocy to oznajmił, że nic nie powiedział o tej sytuacji, bo po pierwsze nie chciał ich martwić. Po drugie sądził, że go pobiją raz, będzie to tak zwanie "zaliczone" i że mu odpuszczą. Nie odpuścili. Chłopakowi jasno dano do zrozumienia, że skoro się "to tak fajnie udało, to, co tydzień będzie dostawał wpi***l… Jeżeli sam dobrowolnie nie przyjdzie na taką ustawkę to go doprowadzą". Spirala nienawiści się nakręcała. Wcześniej jeszcze przed nekrologiem zostały też przygotowane plakaty ze zdjęciem Krzyśka i napisem "WANTED" (tłum.: poszukiwany), te trafiły do szkół i to nie tylko tej, w której uczył się Krzysiek. 

- Wiemy o tym, bo dostaliśmy zdjęcie od kolegi syna, który uczy się w innej szkole. Jego kolega był zdziwiony: „co takiego się dzieje, że w toaletach wiszą plakaty z Twoim zdjęciem z napisem WANTED?". Po prostu zrobili sobie polowanie… -  dodaje tata chłopaka.

- Syn, kiedy cała sprawa już ujrzała światło dzienne któregoś dnia do mnie powiedział: "mamo jeśli tak ma wyglądać dorosłe życie to ja tego nie chcę". On nie był gotowy na taką szkołę średnią, na spotkanie takich ludzi - mówi mama.

CZYTAJ >>> Bełchatów: Zarzut dla 17-latka za znęcanie się na licealiście. Prokurator zastosował środki zapobiegawcze

Rodzice idą do szkoły...

Tak, jak już na początku pisaliśmy, do pobicia doszło 25 listopada. Rodzice brutalną rzeczywistość odkryli w nocy z 29 na 30 listopada. Następnego dnia rano pojawili sie w szkole prosząc o spotkanie z wychowawcą Krzyśka.

- Na spotkaniu przedstawiliśmy wszystkie dowody, które przez noc udało nam się zebrać. Nagrania tekstów, byliśmy w posiadaniu dwóch filmów z pobicia, przedłożyliśmy też nekrolog syna. Wychowawczyni dokładnie się zapoznała i powiedziała, że możemy się spotkać z panią dyrektor - wyjaśnia pani Renata.

Jaka była reakcja wychowawczyni? - pytamy

- Początkowo była prawidłowa - zgodnie odpowiadają oboje rodzice. - Była wstrząśnięta tym co zobaczyła, sama przyznała, że ma pierwszy raz taką sytuację, a wiemy, że nie jest nauczycielem początkującym w zawodzie. 

Rodzice spotkali się z dyrektorką palcówki ina tym spotkaniu również przedłożyli wszystkie zebrane przez noc dowody i podrukowane materiały, plakaty, zdjęcia, nekrolog.

- Poprosiłam męża o pokazanie pani dyrektor całego nagrania jednego i drugiego filmiku. Na sam koniec położyłam też nekrolog syna, ale to wszystko przesunęła po stole rękoma i powiedziała, że nie chce tego oglądać, że to są porachunki pozaszkolne i to wszystko jest poza placówką i nie dotyczy tego to co się tutaj wydarzyło - relacjonuje spotkanie w dyrektorskim gabinecie mama.

- Dla pani dyrektor nie było tematu, mimo tego, że powiedzieliśmy jej, że syn ma w szkole stalkerów, którzy po całym zdarzeniu cały czas wysyłają mu wiadomości, namierzają go, lokalizują. W każdym momencie, w którym się ruszał oni wiedzieli gdzie on przebywa. Mimo tego pani dyrektor odrzuciła wszystkie te informacje, powiedziała, że to sprawa poza szkołą - dodaje tata.

Mama dodaje, że próbowała z dyrektorą rozmawiać już nie jako urzędnik, ale jako mama. Kiedy i to nie przyniosło rezultatu rodzice powiedzieli, że jadą na policję złożyć zawiadomienie. Na komendzie spotkali się ze zdecydowanie odmienną reakcją. 

- Co ciekawe, kiedy przyjechaliśmy do komendy panie zadały nam pytanie: dlaczego my dokonujemy zgłoszenia, a nie szkoła? Odpowiedziałam krótko: „proszę to pytanie skierować do szkoły" - podsumowuje pani Renata. 

Policja przyjęła zawodnienie, wszczęto postępowanie. Przesłuchania trwały do połowy lutego tego roku, obecnie sprawa, podobnie jak zaatakowanego licealisty z "Kochanowskiego" została skierowana do sądu. Rodzice wyraźnie podkreślają, że postawa policji w tym postępowaniu była w ich odczuciu godna pochowały. Mundurowi badający sprawę byli z rodzicami w stałym kontakcie, reagowali też na ich telefony.

- To była bardzo złożona sprawa, dlatego też policjanci mówili, że to postępowanie ciągnęło się dość długo - wyjaśnia tata.

Ostatecznie okazało się, że sprawa dotyczy 12 osób!

- Pięć młodych osób zostało w obecności rodziców bądź opiekunów prawnych przesłuchanych w charakterze nieletniego sprawcy czynu karalnego, w tym dwie osoby do pobicia, a trzy za stalking. Dodatkowo siedem osób zostało przesłuchanych w charakterze świadka. W tym przypadku to sąd określi ich status prawny w tej sprawie i finalnie wypowie się w kwestii kwalifikacji czynu - wyjaśnia nam Iwona Kaszewska z bełchatowskiej policji. 

POLECAMY >>> Bełchatów: Znęcali się nad 16-latkiem. Koniec przesłuchań, policja skierowała wniosek do sądu! Jeden z oprawców odpowie jak dorosły

Rodzie nie maja wątpliwości - zostaliśmy pozostawieni przez szkołę sami sobie

- To na co nie mogę się zgodzić to na te oświadczenia, które obecnie się pojawiają w starostwie. Wczoraj dowiedziałam się, że nie wyraziliśmy zgody na to, by naszemu dziecku została udzieloną pomoc psychologiczno - pedagogiczna. Niech szkoła pokaże mi takie pismo, nie dostaliby żadnej propozycji. Wiemy tylko o tym i to potwierdzamy, że by zebranie na którym nauczyciele zostali poinformowani o zdarzeniach, o hejcie, o tym, żeby ochronić syna - to przyznaję było faktem i mieliśmy pełną świadomość, że w budynku szkoły syn może czuć się bezpiecznie. O tym zapewniała nas też pani dyrektor na spotkaniu. Okazało się, że nie, że szkoła nie jest jednak bezpieczna. Bo syn sam osobiście złapał chłopaka, który wszedł do szkoły z plikiem wydrukowanych plakatów z napisem „WANDET", które również miały być rozklejone w palcówce - dodaje mama.

Ostatecznie Krzysiek został przeniesiony do innej szkoły. Choć jak jasno wskazują, rodzice, chłopak nie chciał tej zmiany.

- Syn nie chciał opuszczać szkoły, ale my wielokrotnie rozmawialiśmy z nim, jak sobie można wyobrazić takie chodzenie do szkoły. Musiał zmienić placówkę. Wczoraj znów zadał nam pytanie: „dlaczego on?". "Dlaczego oni są bezkarni i się z tego śmieją?" i wiemy oficjalnie, że się śmieją... - mówi pani Renata.

Dziś próbowaliśmyskontaktować się z dyrektorkąZSP nr 2, do której jeszcze kilka tygodni temu Krzysiek chodził. Pani dyrektor poinformowała nas w krótkiej rozmowie telefonicznej, że nie jest upoważnionaprzez organ prowadzący do udzielania jakichkolwiekwywiadów i informacji na ten temat. 

Rodzice Krzyśka w miniony czwartek złożyli oficjalne zawiadomienie do Kuratorium Oświaty. Jego pracownicy zapoznają się z materiałami przedłożonymi przez rodziców. Jak poinformowała nas Anna Skopińska, dziś jeszcze trudno o konkretny komentarz do tej sprawy, ale wiele wskazuje na to, że do ZSP nr 2 zostanie wysłana kontrola, która będzie miała za zadanie prześwietlić to co wydarzyło i co dzieje się w placówce.Mama kontaktowała się też z Rzecznikiem Praw Dziecka i Prokuraturą Generalną - obie instytucje wyraziły chęć zajęcia się sprawą.

- Powiedziałam więc, że jako matka będę walczyć o to, że dotąd dopóki starczy mi sił będę nagłaśniać tę sytuację, żeby inni rodzice przerwali zmowę milczenia, by inni rodzice mieli odwagę iść na policję i informować o tym, że takie rzeczy się dzieją. Musimy to przerwać - dodaje mama.